niedziela, 11 grudnia 2016

Postanowienia noworoczne wcale nie są takie głupie


Co roku słyszę jak radiowi prezenterzy wyśmiewają nasze postanowienia noworoczne, o których nie pamiętamy już w okolicach 5 stycznia. Ja również troszkę się nabijam widząc przepełniony fitness klub w okresie styczeń - marzec, a później nagły spadek frekwencji. Ten spadek tak właściwie mnie cieszy, bo o wiele lepiej ćwiczy się kiedy masz trochę przestrzeniu wokół swojej maty, ale niewątpliwie wniosek jest jeden: nie jesteśmy zbyt wytrwali jeżeli chodzi o realizację naszych postanowień noworocznych.

W tym momencie należałoby się zastanowić, dlaczego właściwie tak się dzieje. Wszystko przecież ma jakiś związek przyczynowo skutkowy. Być może postanowienia noworoczne są z góry skazane na klęskę, gdyż nie są one do końca przemyślane, jako że powstają pod wpływem emocji sylwestrowej nocy lub jeszcze gorzej, noworocznego kaca...  To bardzo prawdopodobne, ale myślę, że za naszą nieudolnością związaną z ich realizacją kryje się coś jeszcze. W Nowym Roku rzucę palenie, schudnę 10 kg, pojadę na Ibizę, podszkolę swój angielski, zmienię pracę, zrobię remont, będę lepszą matką, itd..., itd... Niestety nie wystarczy wypowiedzenie tego czego pragniemy przy rozświetlonym sztucznymi ogniami  sylwestrowym niebie i popicie tych życzeń lampką szampana. To tak nie działa. Nic się samo nie stanie, pomimo tego, że bardzo tego chcemy. Jeśli przez cały rok nie chodziliśmy w ogóle na siłownię, to tylko wytrwałość samuraja dałaby cień szansy temu, aby od 1 stycznia pojawiać się w fitness klubie codziennie lub co dwa dni. Jeśli do tej pory nie próbowałeś ograniczać ilości wypalanych fajek, to chyba od momentu wybicia północy ciężko ci będzie nie zapalić już ani jednej fajki w życiu. Pewnie istnieją ludzie o tak wysokiej determinacji, że są w stanie wykonać tę mission impossible, niemniej jednak to tylko jednostki. Chcę powiedzieć, że moim zdaniem warto sobie dokładnie przemyśleć  co chcielibyśmy w Nowym Roku osiągnąć, a na pewno znajdziemy się o krok dalej na drodze do realizacji tego właśnie celu. Usiądź więc i zastanów się co chcesz w swoim życiu zmienić, nie czekaj do Sylwestra, zrób to już teraz. Jeśli będziesz pewny zmiany, której chcesz na Nowy Rok, bo dokładnie przeanalizujesz swój cel i tym samym będziesz wiedział z czym ta zmiana się wiąże, staniesz się bliższy osiągnięcia sukcesu. Czy tak właściwie jesteś w stanie pojawić się w fitness klubie 4 razy na tydzień? A może w natłoku cotygodniowych obowiązków możesz chodzić na zajęcia jedynie w poniedziałki i środy? To dosyć istotne. Zaplanuj realizację swojego celu. Będę chodzić na jogę, będę chodzić na jogę... Nie, nie będziesz! Przygotuj się, sprawdź kiedy są zajęcia, ile kosztuje karnet, zaplanuj to. Zanim zaczniesz planować, ściągnij różowe okulary. Optymizm jest super, ale teraz przez chwilę trzeba być najprawdziwszym realistą. Czy mój cel jest możliwy do zrealizowania? Co mnie motywuje do realizacji tego celu? Co chcę przez to osiągnąć? Co stracę jeśli mi się nie uda? Ok, więc może nie rzucę palenia 1 stycznia, ale może skończę z nałogiem do kwietnia, a przez pierwsze 3 miesiące roku będę stopniowo redukować ilość wypalanych fajek, zaoszczędzone pieniądze będę przelewać na specjalne konto, które stanie się funduszem wakacyjnym dla mojej rodziny, a tym samym moim motywatorem do walki z nałogiem? O tak! Taki plan na pewno ma większe szanse na powodzenie. Jestem o tym przekonana.

Dlaczego tak się tu mądrzę i jaki to ma cel? Jak pisałam w moim pierwszym poście (Bella vita - kim jestem i jaka jest moja misja), chciałabym inspirować innych do tego, aby ulepszali swoje życie. Myślę, że życie nikogo z nas nie jest idealne, bo nawet, gdy coś wydaje się nam idealne, to takie nie jest,  to tylko pozory. Niestety, ale zawsze jest jakieś "ale", jakaś wada ukryta... A to znaczy, że nikt nigdy nie powinien osiąść na laurach, odetrzeć pot z czoła i odetchnąć z ulgą, że zrobił już w swoim życiu wszystko. To tak jak z budową domu. Kiedy już go wybudujesz i urządzisz tak, abyś mógł się do niego wprowadzić, okaże się, że jest jeszcze wiele rzeczy, o które musisz zadbać. Złośliwość rzeczy martwych jest nieunikniona i na pewno, po jakimś czasie coś trzeba będzie naprawić, odmalować itd. Jeżeli nie będziesz dbał o swój dom, to za 20 lat obudzisz się w zniszczonej ruderze.

Życie to nie nędzna egzystencja, powolne oczekiwanie na śmierć. Wszyscy jesteśmy powołani do samorealizacji i dążenia do bycia lepszymi ludźmi. To właśnie po to chodzimy do szkoły, zdobywamy zawód, kwalifikacje. To właśnie dlatego rodzice od małego uczą nas zasad dobrego wychowania, a my staramy się żyć tak by reprezentować sobą jakieś wartości, być kimś, kogo nie można się powstydzić. Czy będę lepszym człowiekiem jeśli popracuję nad jakąś cechą mojego charakteru, która samego mnie męczy i mąci w moich relacjach międzyludzkich? Czy będę szczęśliwszy kiedy zrealizuję cel A i B? Tak? To dlaczego jeszcze się wahasz? Do dzieła!

Z końcem 2015 roku jako studentka coachingu zrobiłam sobie listę postanowień noworocznych do zrealizowania w nowym roku. Wytyczyłam sobie 10 celów. Z tej dziesiątki zrealizowałam 6, tj. 60%. Troszkę naciągana statystka, bo jednym z moich celów było odwiedzenie Barcelony, Lublina i południa Włoch, a udała się tylko Barcelona. Więc ok, niech będzie, że zrealizowałam 50% swoich celów. To dużo czy mało? Pewnie zależy jak dla kogo. Dla mnie? Hmmm... chyba trochę mało, jestem zła na siebie, że nie przeczytałam większej ilości książek niż w roku ubiegłym, że nie znalazłam czasu na naukę katalońskiego pomimo tego, że zakupiłam drogie podręczniki, itd.  Jednak jeśli spojrzę na to inaczej i zobaczę, co udało mi się osiągnąć, to na mojej twarzy pojawia się uśmiech, bo osiągnęłam naprawdę wiele. Tak naprawdę, większość tych ważniejszych postanowienia zostało zrealizowanych, dokładnie 3 na 5. Jedno z nich to zostanie coachem. Jestem coachem, prowadzę indywidualne sesje coachingowe w jednej z największych światowych korporacji. To duży sukces, a 3/5 to świetny wynik, więc myślę, że mogę być z siebie zadowolona. Już wiem co sobie postanowię na Nowy Rok. W czołówce znajdą się postanowienia nie zrealizowane w minionym roku, a złość na siebie samą za te niedopatrzenia będzie moim największym motywatorem. Teraz powinno być  trochę łatwiej, jeszcze tylko przeanalizuję dokładnie dlaczego nie udało mi się zrealizować tych postanowień w tym roku i mogę zacząć działać. Właściwie to już zaczęłam działać np. z czytaniem. Tydzień temu kupiłam dwie nowe książki Murakamiego, z których ucieszyłam się jak dziecko! :)


Ty też daj sobie szansę na to by Nowy Rok stał się pretekstem do ulepszenia twojego życia, do zrealizowania twoich marzeń, do pozytywnej zmiany osobowości. Po co marnować czas stojąc z założonymi rękami? Działaj, bo życie płynie w ekspresowym tempie i nie ma czasu do stracenia. Jeśli potrzebujesz wsparcia coacha, zachęcam do kontaktu. Cokolwiek postanowisz, życzę ci powodzenia :)

niedziela, 20 listopada 2016

Odkryj swój motor napędowy



Zawsze zazdrościłam ludziom, którzy mieli jakąś pasję. To mogło być kolekcjonowanie znaczków, różnego typu figurek, składanie modeli statków, zainteresowanie dziurą ozonową, produkcją piwa, bieganie, cokolwiek. Im dziwniej, tym pewnie ciekawiej. Ja takiej prawdziwej pasji nigdy nie miałam. Oczywiście, zawsze miałam jakieś zainteresowania. Jako dziecko lubiłam malować, co więcej, byłam przekonana, że zostanę malarką i pewnie gdybym pogrzebała w pamięci, to znalazłoby się jeszcze kilka takich ''perełek", ale jednak żadnej z nich nie można by nazwać prawdziwą pasją. Brakowało mi czegoś, co rzeczywiście by mnie interesowało,  czegoś, co dodawałoby mi skrzydeł i przemieniało najbardziej szary dzień w dzień z tzw. polotem!

Myślę, że na znalezienie pasji, jak to ze wszystkim w naszym życiu bywa, nigdy jednak nie jest za późno. Warto jej po prostu poszukać, gdyż może się ona zamienić w swoisty motor napędowy naszego życia, a taki motor to prawdziwy skarb.

Nie wiem, czy też tak czasem masz, ja tak, choć chyba wstyd się trochę do tego przyznać, ale czasem po prostu nic mi się nie chce. Moja motywacja spada poniżej zera i absolutnie żadna siła nie jest w stanie ruszyć mnie z kanapy. Nie mam nawet ochoty oglądać filmów, czytać książek, czy słuchać muzyki.  W takich sytuacjach wiem, że marnuję mój cenny czas wolny, ale żaden argument nie jest w stanie do mnie przemówić, przegrywam z grawitacją.

Taka sytuacja może trwać pół godziny lub całe popołudnie. Może oznaczać, że nasz organizm po prostu potrzebuje odpoczynku i jeśli w danym momencie nie naładujemy baterii, to najzwyczajniej w świecie padniemy z wyczerpania za 4, 3, 2, 1... Opisana sytuacja może również nawiązywać do naszego stanu ducha, wtedy najprawdopodobniej możemy mówić o jesiennej chandrze czy małym dołku, w który akurat wpadliśmy. Zdarza się i wszystko jest w porządku, oczywiście, kiedy jest to sytuacja przejściowa. Jesienna szaruga naprawdę może zdołować, i to jeszcze jak!!  Nieprzyjemna sytuacja w pracy, problemy z nauką, niemiła pani ekspedientka, kłótnia z najbliższymi czy zawiedzione oczekiwania, powodów znaleźć by można całe mnóstwo, mniej lub bardziej racjonalnych.

Niezależnie od powagi sytuacji i powodu z jakiego w danej chwili znaleźliśmy się w stanie zawieszenia, pierwsze co należy zrobić, to pozbyć się trapiącego nas problemu. Najlepiej po prostu wyrzucić go z głowy i więcej do niego nie wracać. Banał, jednak w praktyce nie zawsze jest to takie łatwe i niestety nie każdy posiada takie zdolności.  Większość z nas lubi się choć trochę pozadręczać i choćby przed samym sobą, choć przez chwilę poużalać się nad swoim losem i nad podłością zaistniałej sytuacji. Niewątpliwie, warto nauczyć się luźniejszego podejścia do życia, gdyż jak powszechnie wiadomo,  ludziom, którzy łatwiej zapominają o niepowodzeniach, potknięciach, gafach i problemach żyje się po prostu lepiej i łatwiej. Jest takie fajne powiedzenie, lecz nie wypada mi go przytaczać w oryginale (niektórzy pewnie domyślają się o co chodzi... ), w wolnym tłumaczeniu na najczystszy język polski brzmiałoby: nie przejmuj się błahostkami, a będzie ci się powodziło. To są bardzo mądre słowa!!! :)

Miało być jednak o pasji, tak więc jeśli masz pasję, to właśnie to jest ten moment by dać się jej pochłonąć choć na chwilę. Skup się na tym co sprawia ci radość, co cię interesuje, daje ci choć odrobinę satysfakcji i po prostu: zacznij to robić! Wyłącz myślenie, które do tej pory cię prześladowało i oddaj się temu co lubisz. Możesz zyskać na prawdę wiele. Wiem o czym mówię, bo już swoje pasje znalazłam i codziennie doświadczam ich zbawiennej mocy :)

Co jest moją pasją? Moją pasją na pewno jest spinnning (zajęcia indoor cyclingu). Przygodę z rowerkami rozpoczęłam jesienią 2012 roku, po powrocie z Mediolanu, gdzie pracowałam przez jakieś 7 miesięcy, a spaghetti, pizza,  gelati i inne dolci (z włoskiego: gelati - lody, dolci - słodycze) pozostawiły po sobie trwały ślad na moim wyglądzie... Ja akurat, po prostu zakochałam się w spinningu. Byłam zachwycona już po pierwszych zajęciach. Uczucie zmęczenia i wyczerpania było dla mnie jak narkotyk. Czułam jak w trakcie zajęć wraz z potem spływają ze mnie wszystkie złe emocje gromadzone przez cały dzień pełen stresu. To było to, czego potrzebowałam, a właściwie nie tylko to, gdyż spinning stał się właśnie moją pasją. Trochę z przypadku, ale jednak, od 2 lat pracuję jako instruktorka indoor cyclingu. Satysfakcja i przyjemność jaką daje mi pełna sala ludzi, którzy przychodzą na moje zajęcia, jest po prostu czymś niesamowitym. Największą radość czerpię chyba jednak z tego, że robię coś, o co nigdy siebie nie podejrzewałam, a ponadto stało się to moją pasją, moim własnym motorem napędowym.


Co jeszcze mnie pasjonuje? Podróże, nauka języków obcych, książki Haruki Murakamiego, góry, oczywiście coaching... Ta lista podlega ciągłej aktualizacji. A Ty jakie masz pasje?

środa, 26 października 2016

Nie bój się zmian


Często sami sobie nie zdajemy z tego sprawy, ale naprawdę boimy się zmian. Czy to dlatego, że to co niewiadome z zasady budzi w nas strach? A może raczej tak ciężko nam się rozstać z tym co znane i bezpieczne? Ja nigdy nie bałam się tego co nowe. Przeciwnie, wszystko co nowe wydawało mi się bardziej ekscytujące i ciekawe. Zmieniałam pracę jak rękawiczki, a opowieści o ludziach, którzy od 5 lat pracują w jednej firmie wywoływały we mnie ogromne zdziwienie i niedowierzanie. Doszło jednak do tego, że znajomi, których widywałam raz na jakiś czas zaczynali rozmowę od pytania o moje obecne miejsce pracy. To chyba był dla mnie sygnał, że to nie jest do końca normalne, żeby co roku pracować gdzie indziej i że wręcz wypada zagrzać gdzieś miejsca na dłużej. Rozmowy kwalifikacyjne przypominające spowiedź utwierdziły mnie w tym przekonaniu jeszcze bardziej. Poczułam się na tyle dojrzała, by spojrzeć na to wszystko trochę z innej strony. Zdałam sobie sprawę, że nie każda decyzja zmiany związana z rewelacyjną propozycją zawodową jak wyjazd za granicę czy większe wynagrodzenie była dobrą decyzją. Co gorsza, jedna błędna decyzja pociągała za sobą kolejny nienajlepszy krok. Próby powrotu do tego co było i co jak się okazało wcale nie było takie złe, bo przecież sama doświadczyłam, że jednak może być gorzej, nie zawsze były udane. Tęsknota za tym co minęło przeplatała się przez ten łańcuch życiowych zmian, a ponadto czasami miałam wrażenie, że nigdy nie przeminie.

Ktoś mógłby powiedzieć, że sama sobie zafundowałam te wszystkie emocje, wzloty i upadki, że popełniłam wiele błędnych decyzji. Być może, a może nawet na pewno? Czasu jednak nie cofniesz, więc myślę, że najlepsze co mogłam zrobić to wyciągnąć z tego doświadczenia po prostu coś pozytywnego. Co zatem zyskałam? Niewątpliwie, prawdziwy bagaż doświadczeń zawodowych, bogatą sieć kontaktów, a w tym ludzi, którzy okazali się dla mnie naprawdę wyjątkowi. Niektórzy z nich nadal stanowią ważny element mojego życia, inni zostawili po sobie ślad, który nie raz był drogowskazem lub po prostu pozostał miłym wspomnieniem. Bez wątpienia, gdyby nie te wszystkie zmiany, nigdy w życiu nie spotkałabym tych wszystkich osób i nie przeżyłabym tylu wyjątkowych chwil. To zabawne, ale nawet moja podróż do Japonii była wynikiem nietrafnego wyboru miejsca pracy! Istotne jest również, iż mam też porównanie. Wiem jak to jest pracować w sektorze publicznym jak i w prywatnym, w małej jak i w dużej firmie. Wiem, że korporacja korporacji nie jest równa. I najważniejsze, wiem, że i tak największe znaczenie mają właśnie ludzie, atmosfera pracy, która tworzą i codzienne przeżycia, które są w stanie sobie zafundować.

Już nie radzę nikomu, aby zmienił pracę kiedy słyszę całą litanię narzekań na szefa, na firmę, na kolegów z pracy, niską pensję. Teraz mówię: zastanów się co masz, co możesz stracić, co możesz zyskać, czego tak na prawdę chcesz i pamiętaj:  wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. To przysłowie przytaczali moi współpracownicy w jednej z firm. Wiedziałam, że mają rację, ale nie każdemu wystarczy wiedzieć, pewne rzeczy trzeba poczuć na własnej skórze. Ja najwyraźniej, musiałam to poczuć.

Przytoczone doświadczenie zmiany pracy to tylko przykład. Nie raz stoimy przed decyzją, która może zmienić nasze życie w znacznie ważniejszym aspekcie. Coś, co będzie miało kolosalny wpływ na nasze życie osobiste, na naszych bliskich, na naszą przyszłość. Chcę podkreślić, że moim zdaniem, każdą decyzję należy dobrze przeanalizować. Pochopne decyzje, często bywają błędne, dlatego, że kiedy już mamy to, co chcieliśmy osiągnąć, dostrzegamy, że tak naprawdę, wcale tego nie chcemy, gdyż różni się to od naszego wcześniejszego wyobrażenia. Możemy brać od życia jak leci, tłumacząc sobie, że skoro pojawiła się taka okazja, to chyba tak musi być, że to przeznaczenie chce by tak potoczyły się nasze losy. Chwila, a może lepiej zastanów się czego ty chcesz, a nie oddawaj wszystkiego co cię dotyczy w ręce ślepego losu? Czasem sami nie wiemy do czego dążymy, targają nami tysiące wątpliwości,  dlatego lepiej zatrzymaj się i pomyśl, niż biegnij na oślep za zmianą, której możesz później żałować. Możesz skorzystać z pomocy coacha, możesz poradzić sobie sam. Ważne byś wybierał świadomie. A kiedy już wiesz czego chcesz, nie trać czasu. Życie jest tylko jedno, znajdź w sobie odwagę i realizuj to czego pragniesz. Zmiany są dobre, ważne by świadomie dokonywać wyborów.


"Nie grasz,nie wygrasz" - to cytat z jednej z polskich komedii, którą kiedyś oglądałam: "Czas surferów" - może nie najlepsze źródło inspiracji, ale słowa jakże prawdziwe, towarzyszyły mi przez wiele lat. Bo czasem w życiu na prawdę trzeba zaryzykować. Jeśli jednak masz czas na zastanowienie, to lepiej się zastanów, zwłaszcza jeśli chodzi o ważne życiowe kwestie. Zmieniaj to, co rzeczywiście chcesz zmienić. A jeśli okaże się, że dokonałeś niezbyt korzystnego dla siebie wyboru, nie trać czasu  na plucie sobie w brodę, wyciągnij z tego coś pozytywnego i idź dalej! :)

niedziela, 16 października 2016

Coach ci nie doradzi



Krótko o coachingu, bo mam wrażenie, że nie do końca dla wszystkich jest jasne czym coaching tak właściwie jest. Nie lubię definicji, ale mam jedną ulubioną, która przedstawia coaching jako jedną z form rozwoju osobistego i zawodowego, w wyniku której coachee (tzn. klient) osiąga swój zamierzony cel. Coaching można dzielić na life i business coaching, aczkolwiek te dwie sfery naszego życia przenikają się nieustannie, więc podział ten nie jest do końca trafiony.

Często spotykam się z opiniami porównującymi coaching do doradztwa czy mentoringu. Nie, coaching nie jest ani doradztwem, ani mentoringiem. Coach, nawet jakby bardzo chciał i miał dla ciebie gotowe rozwiązanie, bo być może sam już w swoim życiu przerabiał podobną sytuację, do tej, w której ty obecnie się znajdujesz, nie podpowie ci nic, nie piśnie ani słóweczkiem. To ty sam musisz dojść do najlepszego rozwiązania dla ciebie. Prawdopodobnie najlepsze rozwiązanie twojego coacha, nie jest wcale najlepszym rozwiązaniem dla ciebie. Coach zatem musi wstrzymać się od jakiegokolwiek rodzaju sugestii. Wbrew pozorom, to wcale nie jest łatwe.

W naszym życiu i tak mamy wielu doradców. Niektóre rady są na prawdę złote i pewnie nie raz gdybyśmy z nich skorzystali to wyszłoby to nam faktycznie na dobre, ale o pewnych krokach musimy jednak zadecydować sami, więc właśnie dlatego czasem uparcie nie korzystamy z tych złotych rad, które inni podają nam prawie jak na tacy. Lecz o to chyba właśnie w życiu chodzi, by świadomie podejmować decyzje: pójść w prawo czy w lewo, zatrzymać się na chwilę i przemyśleć to i owo, a może podkręcić na chwilę tempo by nadrobić stracony wcześniej czas? Najlepsza decyzja, to twoja decyzja, nawet jeśli później jej pożałujesz i pomyślisz, że rację mieli ci, którzy radzili ci szybki skręt w lewo. Ty chciałeś pójść w prawo i choć to nie był najtrafniejszy wybór, po drodze wiele się nauczyłeś, spotkałeś ludzi, których nie spotkałbyś idąc w lewo, więc może jednak, z perspektywy czasu, to była całkiem dobra decyzja?

Do coacha warto się udać gdy jest coś, co chcielibyśmy w naszym życiu zrealizować, jakiś mniej lub bardziej określony cel, jednakże nie do końca wiemy jak przystąpić do jego realizacji. Być może już 2 lata o czymś myślimy, to niby nic takiego, a jakoś tak brakuje nam motywacji, ciągle coś staje na przeszkodzie, wiecznie nie znajdujemy na to czasu, lub po prostu nie wiemy od czego zacząć. To zaskakujące, ale często okazuje się, że tak naprawdę chcemy czegoś zgoła innego i wtedy nasz cel ulega drobnej lub całkowitej modyfikacji. Dzięki sesjom coachingowym szybciej dojdziemy do tych wniosków lub wręcz przeciwnie, utwierdzimy się w naszym pragnieniu i przystąpimy do realizacji założonego celu.

Czasem do coacha zgłaszają się osoby, które nie mają zielonego pojęcia nad czym chciałyby popracować coachingowo, lecz wiedzą jedno: chcą coś w swoim życiu zmienić. Wtedy szukamy celu, kierunku, w którym coachee chce podążać. Stoisz przed trudnym życiowym wyborem? Nie jesteś pewny jaka decyzja będzie dla ciebie najlepsza? Seria sesji coachingowych może okazać się wybawieniem.

Oczywiście wsparcie coacha to tylko jedna z opcji. Przecież każdy z nas do tej pory świetnie sobie radził bez tej formy wsparcia, czemu teraz miałby bawić się w coaching? Owszem, jeśli jednak jest coś, co może nam pomóc w zwiększeniu naszej życiowej satysfakcji, to być może jednak warto spróbować?

Na koniec chciałabym dodać, że każdego coacha obowiązuje kodeks etyczny oraz zasada poufności. Praca coachingowa ma sens jedynie jeśli między coachem a coachee wytworzy się tzw. pozytywny flow, nić porozumienia, zaufanie. I najważniejsze: coach odpowiedzialny jest za prawidłowy przebieg procesu coachingowego, a nad naszymi celami musimy pracować my sami. 

sobota, 15 października 2016

Bella vita coaching - kim jestem i jaka jest moja misja




Jeśli kiedyś byliście we Włoszech lub rozmawialiście z kimś urodzonym w tym jakże pięknym i słonecznym kraju z pewnością obiło się wam o uszy sformułowanie: bella vita! tzn.: piękne życie! W Polsce powiedzielibyśmy raczej: życie jest piękne! Ale jakoś nie słyszę tego zbyt często w otaczającej mnie polskiej rzeczywistości, wśród moich przyjaciół, rodziny czy kolegów z pracy, tym mniej na ulicy. Wracając do włoskiego: bella vita! (koniecznie z wykrzyknikiem) to coś więcej niż tylko sformułowanie, to wykrzyknienie (stąd właśnie przymusowy wykrzyknik). Włoch krzyknie do ciebie: bella vita! kiedy będzie chciał pogratulować ci twoich sukcesów zawodowych i prywatnych. Ktoś opowiada nam o tym jak ułożyło mu się życie, pokazuje zdjęcie swojej rodziny, swojego domu, opowiada o swojej pracy, która najwyraźniej daje mu satysfakcję zawodową – bella vita!

‘’Bella vita’’ ma jednak wiele innych zastosowań. Jest słoneczne popołudnie, siedzisz sobie na tarasie małej kawiarenki, promienie porannego słońca delikatnie otulają twoją twarz... bella vita! Wsiadasz do pociągu, zajmujesz swoje miejsce, wyciągasz książkę, przyjmujesz wygodną pozycję, przed tobą kilka godzin jazdy, ale wiesz, że gdy dojedziesz na miejsce spotkasz się z nowym miastem, nieznanymi ci dotąd uliczkami, nowymi twarzami i zapachami– Bella vita! Lub gdy spacerujesz brzegiem morza w blasku zachodzącego słońca, fale spontanicznie podmywają świeże ślady twoich stóp na piasku, czujesz delikatną bryzę i rozkoszujesz się szumem morza... Tego szumu mógłbyś posłuchać również w domowym zaciszu przystawiając do ucha dużą muszlę, którą kilka lat temu przywiozłeś z wakacji lub odtwarzając pierwszy lepszy filmik na youtube, na którym ktoś nagrał morze, tylko, że to nie byłoby to samo i właśnie dlatego w tym momencie kiedy to właśnie ty tam jesteś i ty tego wszystkiego doświadczasz każdym swoim zmysłem, w tym właśnie momencie przeciętny Włoch krzyknąłby: bella vita!! Nieprzeciętny, uśmiechnąłby się pod nosem i powiedziałby to w myślach. A Ty?

Ten blog powstał z potrzeby dzielenia się z innymi moimi przemyśleniami dotyczącymi życia i chęcią zarażania ludzi optymizmem i pozytywnym podejściem do życia. Moje życie nie jest idealne, ale nie musi takie być, abym mogła czerpać z niego przyjemność i cieszyć się tym co mam i tym co jeszcze przede mną.

Nazywam się Blanka, w tym roku ukończyłam 30 lat i mam wrażenie, że coś już w swoim życiu przeżyłam, a to „coś” pozwala mi stwierdzić, że posiadam już pewną życiową wiedzę, której nikt mi nie zabierze, a może też warto się nią podzielić. Oczywiście mając 20 lat myślałam dokładnie tak samo, a teraz widzę przepaść między tym kim byłam 10 lat temu, a kim jestem teraz. Pewnie za 10 lat o życiu będę wiedzieć jeszcze więcej, ale to i tak będzie mało, bo prawda jest taka, że życie jest jak rwący potok, który bardzo szybko płynie, zmienia bieg, czasem wraca na swój wcześniejszy tor, czasem całkowicie z niego zbacza i ciężko za nim nadążyć. Codziennie spotykamy nowych ludzi, doświadczamy nowych sytuacji, zmieniamy punkt widzenia. Miewamy lepsze i gorsze dni, czasem nawet te dni rozciągają się do okresu, który można nazwać epoką. Czy mamy wpływ na jakość tych dni? Czy świadomie decydujemy o tym jak je chcemy przeżyć? Odpowiedzi na te pytania pomagam znaleźć w czasie sesji coachingowych, które prowadzę. Nie posiadam dużego doświadczenia jako coach, ale znam techniki coachingowe i czuję, że mam do tego predyspozycje. W korporacyjnym języku, w którym pracuję na co dzień, powiedziałabym, że mam na to rzetelne feedbacki (potwierdzenia osób, które spotkały się ze mną na sesjach), niezbędne approvale (zgody – czyli ukończone studia podyplomowe nijako nadające mi uprawnienia do pełnienia tego zawodu) a ponadto spory background (zaplecze – czyli to kim jestem, jak potrafię słuchać i jakie mam doświadczenie w wspieraniu innych w realizacji swoich marzeń i pragnień).

Na tym blogu nie chcę opisywać jak działa coaching oraz namawiać wszystkich do zapisania się na sesje coachingowe. Jak wspomniałam wyżej chcę tutaj dzielić się moimi przemyśleniami i doświadczeniem. Chcę inspirować ludzi do tego, aby swoje życie codziennie ulepszali, aby świadomie dokonywali wyborów i aby jak najczęściej cicho pod nosem lub właśnie krzycząc wypowiadali słowa: bella vita!

Bo życie jest piękne, a jego barwy zależą głownie od nas samych i tego jak to życie pokolorujemy. Czy będziemy kolorować starannie i ostrożnie by nie daj Boże nie wyjechać za linię, czy nasze życie będzie niedbałą, wesołą improwizacją, a kolorowe ‘’wyjechane’’ linie stworzą prawdziwe arcydzieło, z którego będziemy dumni niczym Picasso.


Tyle tytułem wstępu. Wkrótce pojawi się więcej.